Psy, które napisały moją historię

BEZA
W wieku 15-stu lat dostałam moją pierwszą suczkę owczarka szetlandzkiego i od razu wsiąknęłam w świat psich sportów i szkolenia psów.
Beza była psem mojego życia, otworzyła przede mną wachlarz niezliczonych możliwości, pięknych znajomości, podróży po świecie i niezastąpionych wrażeń i emocji. Z Bezą przede wszystkim skupiałam się na agility, które robiłyśmy wiele lat z dużymi sukcesami, ale dzięki niej pokochałam też obedience. Znała dziesiątki sztuczek, próbowałyśmy też swoich sił w innych psich sportach. W wieku 13-stu lat miała problemy ze słuchem i wzrokiem, więc spróbowałyśmy czegoś na miarę jej możliwości i wciąż świetnie działającego nosa – mantrailingu. Beza nie była łatwym psem dla osoby początkującej (bardzo chciałabym ją mieć jeszcze raz posiadając wiedzę, którą dziś mam), więc przy okazji nauczyła mnie dużo o szkoleniu psów w życiu codziennym.
JOY
Kolejnym pieskiem, który pojawił się na pokładzie, była Joy (owczarek pirenejski). Ona nauczyła mnie najwięcej. Zarówno jeśli chodzi o zrozumienie i szkolenie psów, ale przede wszystkim dała mi wiele cennych lekcji pokory, cierpliwości i zweryfikowała moje oczekiwania w stosunku do psa. Pokazała mi, że świat nie działa pięknie i prosto i nie jest tak, że uczę czegoś pieska, a on to potem robi… Joy była psem bardzo lękowym, histerycznym, reaktywnym i cały czas zestresowanym. Wzięta z myślą o sporcie, nauczyła mnie najwięcej o życiu z psem poza sportem. W agility radziła sobie bardzo dobrze, jeśli akurat przed startem jej coś nie przeraziło. Dla osób postronnych wydawała się wesołym, chętnym do pracy psem. Niestety, życie codzienne w mieście było koszmarem przede wszystkim dla niej, ale też dla domowników. Próbowałyśmy przeróżnych zajęć z trenerami, behawiorystami, leków, a także mniej konwencjonalnych środków. Jednak efekty nigdy nie były choćby połowicznie adekwatne do ilości włożonej pracy.


REV
W międzyczasie pojawił się Rev, kolejny owczarek szetlandzki, wzięty również z myślą o agility. Powiedzenie "Uważaj, czego sobie życzysz" perfekcyjnie oddaje naszą relację. Mając Joy marzyłam o tym, żeby kolejny pies się nie bał, miał zawsze motywację do pracy i się nie poddawał. I Rev dokładnie taki jest. Ale jest przy tym bardzo reaktywny, emocjonalny i żyje po to, żebym ja była zadowolona. Długo ciężko było nam się dogadać, on jest jak gąbka i chłonie każdą moją emocję. Przez co często był bardzo zakłopotany. Ze względu na Bezę i przeznaczone dla niej treningi węchowe, z Revciem też tego spróbowałam. I to był dla nas strzał w dziesiątkę! Na agility dużo było między nami nieporozumień i treningi często kończyły się obopólnym zirytowaniem. Na tropieniu Rev był dużo spokojniejszy, pewny siebie i zrelaksowany. Skłonił mnie do bardzo trudnej decyzji – po piętnastu latach (wtedy połowa mojego życia) zrezygnowałam z treningów agility na rzecz ratownictwa i obedience. Rev otworzył przede mną zupełnie nowy świat, w którym długo uczyliśmy się razem poruszać. Praca węchowa mnie zafascynowała, a wyzwania, które stawiały przed nami wielogodzinne treningi na gruzach, w budynkach, w lasach, często w nocy, są bezcenne i będę za nie wdzięczna do końca życia.
ZARI
Po odejściu obu dziewczyn, pojawił się Zari, kolejny owczarek szetlandzki. Wzięty z myślą o ratownictwie, mimo, że nie jest to typowa rasa wybierana do takiej pracy. Okazał się perfekcyjny pod każdym względem. Jest psem pewnym siebie, bardzo stabilnym, gotowym do wszystkiego, co mu się zaproponuje. Jego największą pasją w życiu jest bieganie. I właśnie gdy biega jest najszczęśliwszy na świecie. Od początku świetnie rokował jako pies do pracy. Jednak ma też swoje dziwnostki! W życiu codziennym jest zdecydowanie najbardziej "koci" z moich psów. To właśnie z nim musiałam przepracowywać rzeczy takie jak chwytanie za obrożę i ogólna bliskość fizyczna. Wiele czasu poświęciliśmy na przyzwyczajanie do dotyku czy zabiegów pielęgnacyjnych. To było kolejne bardzo ważne doświadczenie na mojej drodze. Mimo swojej specyficznej natury, Zari jest psem, którego wszyscy kochają. Mój mały diamencik.


ŁOPIPI
Poznajcie uroczą, malutką i słodziutką Łopipi – szelciaka o krzywej mordce i cudownym usposobieniu!
Łopi jest największą fanką Zardy, swojego "starszego brata". Jest również wrażliwą i delikatną suczką, przed którą nie stawiam wielu wyzwań szkoleniowych, próbując wspierać ją w jej naturalnym rozwoju. Bo wsparcie jest dla niej bardzo ważne – szuka go u mnie zawsze, gdy brak jej pewności lub coś ją przerasta. W domu cichutka, na zewnątrz budzi się w niej duch szetlanda (a może szczeklanda?). Dużo pracowałyśmy nad dotykiem, bo nie było to dla niej komfortowe. Uczymy się również szacunku dla starszych psów w domu, a także tego, że obce psiaki nie są takie straszne – bo jak się waży 3,5 kg, to wiele rzeczy może przerażać!
Łopi uwielbia przytulać się do swoich ludzi, obcych raczej ignoruje, chociaż kocha dzieci. Błyskawicznie nauczyła się zostawania samej w domu. To grzeczna życiowo psinka, której staram się nie szkolić, a modelować jej naturalne cechy. Wykorzystuję to, co mi oferuje, stawiając kolejne wyzwania dopiero wtedy, gdy młoda jest na nie gotowa i mi to pokazuje. Do pewnych rzeczy dojrzewa długo, ale jak już raz odniesie sukces, to czuje się niezwyciężona!
To prześmieszne stworzenie zawsze poprawia mi humor, wystarczy jedno spojrzenie na jej słodki ryjek czy kicanie przez świat jak pijany zając.
